
Recenzja: All Time Low – “Wake Up, Sunshine”
2020 April 6 | SylwiaPochodząca z Baltimore formacja, All Time Low lata temu na stałe wpisała się w gamę pop-punkowych kapel, o których należy wiedzieć gdy jest się fanem tego gatunku. Zespół, który rynek podpił słynnym “Dear Maria, Count Me In” w 2008 roku niedawno wydał swój ósmy studyjny krążek. I to właśnie albumowi “Wake up, Sunshine” dziś poświęcimy chwilę uwagi. Zaznaczmy, że następca wydawnictwa “Last Young Renegade” wydanego w 2017 ma przed sobą ciężkie zadanie zatarcia niekoniecznie pochlebnych opinii o poprzednim longplay’u. Pytanie brzmi, czy grupie wraz z nowym materiałem uda się odzyskać dawny blask?
“Some Kind of Disaster” to utwór otwierający najnowszą propozycję od All Time Low. Co ważne kawałek ten mieliśmy okazję usłyszeć na długo przed premierą całości materiału, dzięki czemu zdążyliśmy się z nim bardzo dobrze osłuchać. Prosta melodia i chwytliwy tekst sprawiają, że na moment przenosimy się w starsze czasy gdy kapela grała nieco żywsze numery. Pomimo tego na najnowszym wydawnictwie kapeli ciężko będzie nam jednak zaleźć utwory faktycznie będące żywiołowym porywaczem tłumów. Są jednak pretendenci, kórzy wykazują ogromny potencjał w tym zakresie i być może w wersji live grupa nas nimi zaskoczy. Mowa tutaj o piosenkach “Sleeping In”, tytułowym “Wake Up, Sunshine”, “Clumsy” oraz “Monsters”. Jednocześnie w mojej opinii są to najlepsze numery pochodzące z tegoż albumu. Ostatni z wymienionych można by nawet nazwać pozycją idealną, gdyby nie jeden drobny szczegół, który ledwie części słuchaczy przypadnie do gustu…. Rap. Jest to kwestia bardzo indywidualna, niestety z mojej strony nie można powiedzieć bym była fanem tego typu wstawek.
Powyższe piosenki można uznać za te, które najszybciej i najbardziej przypadną do gustu słuchaczy. Jednak sam album zawiera jeszcze kilka smaczków. Jest to chociażby utwór “Basement Noise”, który wydaje się być kiepski, a zarazem dobry. W numerze tym linia melodyczna jest irytująca (skromnie rzecz ujmując), a tekst mocno ograniczony jednak całość choć dziwna wpada w ucho. Również kawałki “Trouble In”, “Safe”, “Melancholy Kaleidoscope” czy “Getaway Greey” chodź z początku wydają się niepozorne, wolne i nie ujmujące z czasem zyskują na wartości. Oczywiście jak to w życiu bywa, nie wszystko da się obrócić w zaletę. Przez co najnowszy krążek amerykanów ma również swoje zasadnicze wady. Nie szukałabym na nim ambitnych partii instrumentalnych czy jak już wcześniej wspomniałam mocno żywiołowych kawałków charakterystycznych dla pop-punka. Do tego musi dodać jeszcze najgorsze duo jakie w ostatnim czasie przyszło mi usłyszeć. Numery “Pretty Venom” i “Favorite Place”… centralną część tego krążka, która jest tak przeciągła i nudna, a co za tym idzie ciężko się jej słucha…
Podsumowując… Najnowszy album All Time Low nie stanie się kolejnym kamieniem milowym w karierze zespołu. Z pewnością jest jednak godny sprawdzenia. Wielu słuchaczy zarówno gatunku pop-punk jak i pokrewnych odnajdzie w nim coś dla siebie. Prawdą jest jednak, że amerykańska formacja z każdym kolejnym wydawnictwem zdaje się bardziej zwracać w stronę delikatnych ballad i wolniejszych numerów. Przy czym niestety zatraca swój talent do porywających i chwytliwych kawałków, które mogliśmy odnaleźć chociażby na ich pierwszych trzech albumach. 3,5/5