Rock For People 2022 – Wielka feta dla fanów rockowej muzyki!

2022 June 20 | Sylwia


Kiedy w 2019 roku festiwal Rock for People dobiegał końca nikt nie spodziewał się, że kolejna tak duża impreza odbędzie się po niemal trzech latach. Pandemia zmieniła w tym czasie nasze postrzeganie świata i aż nie chce się wierzyć, że tak duże wydarzenie miało szansę się odbyć nawet po tak długim czasie. A jednak 15 czerwca na linii startu pojawiło się kilkanaście tysięcy ludzi i nie licząc się z przeciwnościami losu wkroczyli na teren festiwalu w pełnej gotowości. Dla nas to również było przebudzenie niczym z głębokiego snu – czuliśmy się tak jakby tą przerwa nie miała nigdy miejsca. Jakby z naszych torebek, szafek w pracy czy ze sklepowych półek nie wysypywały się maseczki i żele antybakteryjne. Naprawdę cudowne uczucie, a im dalej tym lepiej. Cztery dni spędzone w Hradec Králové były dla nas szczególne i z przyjemnością powrócimy do nich pamięcią.

Pierwszy dzień imprezy możemy uznać, za ten najbardziej ‘spokojny’ – zestaw wykonawców jaki zaserwowali nam organizatorzy tego wydarzenia. Był on zdecydowanie skromniejszy aniżeli w dniach kolejnych, brakowało też występów na głównej scenie. Uwaga odbiorców skupiała się więc na koncertach z Youtube Stage gdzie headlinerem tego dnia była niezawodna szkocka formacja Biffy Clyro, którą z resztą na festiwalu można już było zobaczyć kilka lat wcześniej. Zanim jednak przejdziemy do występu Szkotów skupmy się na innej grupie wywodzącej się z Wysp Brytyjskich, a mianowicie na zespole The Hara. Młodzi muzycy, którzy debiutowali w Europie (po za granicami GB) skradli serca słuchaczy na jednej z najmniejszych scen jaka stanęła w tym roku w festiwal parku. I nie chodzi tutaj o wspinaczki po konstrukcji sceny, czy mocno charakterystyczny look wokalisty tylko o faktyczną warstwę muzyczną. Grupa, która nie może poszczycić się jeszcze szerokim gronem fanów, co zdecydowanie widać było również pod samą sceną mimo wszystko potrafi zagrać bezbłędny koncert. Na szczególną uwagę zasłużyło między innymi wykonanie kawałka “Fool & The Thief” czy przewijającego się na tik toku “We All Wear Black”. Festiwalowa środa zaserwowała nam również występ niezawodnych Duńczyków z formacji Siamese – a przynajmniej tym którym udało dojechać się na teren wydarzenia przed ‘wczesną’ godziną czternastą 🙂 W porównaniu z grupą wspominaną wcześniej, reprezentanci Skandynawii swój występ mieli okazję zagrać na nieco większej scenie – ČT ART. STAGE. Zgromadzeni słuchacze mogli cieszyć ucho takimi szlagierami grupy “Can’t Force the Love”, “Erase my Mind” czy “Ocean Bed”. Przy okazji miejsca, w którym występowała kapela z Danii dochodzimy też do toczącego się w tle dramatu związanego z wszelkimi odwołanymi występami, a które towarzyszyły nam przez praktycznie całą imprezę. Falę narastających z dnia na dzień komunikatów o zmianach otworzyła formacja Acres, która na festiwal nie dotarła z powodu pandemii. Powody logistyczne sprawiły też, że z line up’u wypadli chociażby Redzed, Diamante, Eyes Set To Kill czy August Burns Red (ostatecznie nie przyjechali latem do Europy). Niestety jak się później okazało przykład z Rock For People nie był odosobniony i praktycznie każdy letni festiwal miał takie same problemy z zaplanowanymi koncertami. Wracając jednak do tego co faktycznie miało miejsce, to piętnastego czerwca można było zobaczyć również występy Idles, GHØSTKID, Wolf Alice czy Skywalker. Jeżeli chodzi o naszą skromną redakcję to najlepiej w tym zestawieniu wypadli Niemcy, a przynajmniej póki nie brać pod uwagę Biffy Clyro. Gwiazda danego wieczoru nie po raz pierwszy zaprezentowała światową klasę grając swoje największe hity i przeplatając je z ostatnimi nowościami. Nie zabrakło więc klasyków z płyty “Only Revolution” takich jak “Many Of Horror” czy “Bubbles”, usłyszeliśmy również zaskakujące “Instant History” czy zjawiskowe “Space” z krążka “A Celebration of Endings”. Jedyne czego można przy tej okazji żałować, to tego, że wraz z rozrostem dyskografii grupy na koncertach zaczyna brakować kawałków z pierwszych płyt zespołu – Dla mnie osobiście największymi nieobecnym setlisty z tego roku jest “Who’s Got a Match?” i “Glitter and Trauma”.

Drugi dzień czerwcowej rockowej rozpusty zaserwował nam krótki start z brzmieniem Boston Manor i Neck Deep jako otwarcie głównej sceny festiwalu. Nie przeszkodził przelotny deszcz i nie przeszkodziła muzyka. Pierwsza grupa wywodząca się ze zjednoczonego królestwa dała prawdziwy popis swoich muzycznych umiejętności, czy to w świeżutkim “Foxglove” czy też przy okazji utworu “Halo”. Jednak w naszym przekonaniu to Neck Deep wypadł bardziej porywająco. Najlepiej oczywiście przy “December (again)” i wieńczącym występ “In Bloom”, ale nowsze “STFU” wcale nie sprawdziło się dużo gorzej. Za to gdy o gorszych mowa na myśl przychodzi występ rapera Masked Wolf doczepionego do line-up’u na ostatnią chwilę. Jak się okazało była to najdziwniejsza i zarazem najmniej interesująca pozycja danego dnia. Z resztą artysta, który akurat przechodzi fazę wzrostu popularności na Tik Tok’u wraz z wydanym w 2019 roku singlem zaprezentował nam swoje popularne “Astronaut in the Ocean” aż dwukrotnie. Całość występu bez polotu, z ogromną ilością zapychaczy (jakby brakowało repertuaru by wykorzystać cały swój czas) nie przypadła nam do gustu. Kolejnym zawodem tego dnia okazał się być sam headliner – Royal Blood. O ile zgodzę się, że duet na swoim koncie ma spore osiągnięcia i ich muzyka trafia w gusta wielu słuchaczy, tak niestety z przykrością muszę stwierdzić iż koncertowo średnio się to sprawdza. Oczywiście to subiektywne odczucia, ale podparte przysypianiem w trakcie koncertu. Energicznie za to potraktowała nas grupa Skillet. Całe szczęście set miał swoje ograniczenia czasowe – bo ciężko było by przetrwać jeszcze więcej! Ostatecznie wśród niemal dwudziestu utworów usłyszeliśmy słynne “Hero”, nie brakło również “Monster” czy “Awake And Alive”. Zanim dzień dobiegł końca mieliśmy jeszcze okazję by cofnąć się o dekadę i poczuć się nieco emocjonalnie razem z Silverstein i Enter Shikari. Zarówno Ci pierwsi jak i drudzy dali przysłowiowego czadu na scenie – jak i poza nią gdyż na próżno było szukać brytyjskiego wokalisty tam gdzie potencjalnie powinien się znajdować w czasie własnego występu 😉 Po sesji klaskania w rytm “Sorry You’re Not a Winner” nie potrzebna jest też żadna operacja plastyczna, dieta czy wyprawa na siłownie – odmłodzenie jest po prostu zagwarantowane.

Silverstein - Rock For People 2022 SeeYouSpacecowboy - Rock For People 2022 Biffy Clyro - Rock For People 2022

Przedostatni dzień występów w Hradec Králové był bardzo dużym ukłonem w stronę brytyjskich formacji bowiem na scenie mogliśmy zobaczyć ich całkiem sporo począwszy od As December Falls, przez Caskets a na You Me At Six kończywszy. Ci ostatni mieli okazję zagrać na festiwalu również trzy lata wcześniej w roku 2019, na chwilę przed pandemią i trzeba przyznać wtedy wyszło im to o wiele lepiej. Na mniejszej scenie okazali się być bardziej klimatyczni i porywający, w tym roku zagrali na Main Stage i całe widmo zabawy, które towarzyszyło im ostatnim razem uleciało w powietrze. Nawet szlagierowe „Room To Breathe” wypadło bardziej drętwo, a nowości wypuszczone przez zespół przez trzy lata od ostatniego koncertu takie jak “SUCKAPUNCH” totalnie się nie sprawdziły. Angielski honor uratowała za to formacja Caskets, która pokazuje ogromny potencjał wraz ze swoim jeszcze skromnym dorobkiem muzycznym. Formacja wydała do tej pory tylko swój debiutancki album “Lost Souls” w 2021 roku i już ten krążek dostarczył im masę okazji do popisu na scenie. Najbardziej pamiętliwe z tego występu są oczywiście kawałki “Lost In Echoes”, “Drowned In Emotion” czy też najbardziej znane “Glass Heart”. W tle za mieszkańcami Wysp Brytyjskich pojawili się także reprezentanci innych narodowości wśród, których należy wyróżnić Cemetery Sun, Crossfaith, Imminence oraz oczywiście gwiazdę wieczoru Fall Out Boy. Amerykańska grupa znana z takich utworów jak “I Don’t Care”, “Dance, Dance” czy “This Ain’t a Scene, It’s an Arms Race” zagrała wyjątkowo niestabilny koncert. Z jednej strony, wszyscy znamy ich numery z czasów gdy kawałki rockowe grało się jeszcze w radiu, z drugiej te same piosenki ze sceny brzmiały już jakoś niedbale i mało energicznie. Finalnie dało to więc taki efekt, że widownia wyśpiewała wszystkie piosenki razem z zespołem, ale na ich twarzach było widać zaskoczenie przemieszane z grymasem niezadowolenia. Nierówna gra, pomylenie miejsca (Pete, Hradec to nie Praga!), nieobecność sceniczna połowy zespołu – dziwny to był koncert – kompletnie inny od tego co przyszło mi doświadczyć kilka lat temu we Wrocławiu (Grupa grała jako support Linkin Park w 2013 roku). Dobrze bawiliśmy się za to przysłuchując się materiałowi Crossfaith w scenicznej odsłonie, czy to cover The Prodigy – “Omen” czy też “Devil’s Party” wykonanie było pełne pasji i oddania co ze skutkiem natychmiastowym przeszło również na publikę. Finalnie jednak największym zaskoczeniem tego dnia okazała się być pochodząca z Kalifornii grupa Cemetery Sun, która nie była naszym pierwszym wyborem jeżeli chodzi o ustalenie na co warto udać się w danej godzinie (nakładali się z Dead Poet Society), przypadek sprawił jednak że trafiliśmy pod Youtube Stage i było warto. Cóż tu wiele mówić, największy hit ekipy z USA czyli kawałek pt. “Piece of Shit” wpada w ucho każdemu, nawet w palącym słońcu.

Finał tegorocznego festiwalu to występ amerykańskiej formacji Green Day, która nie oszukujmy się ma swoje najlepsze lata sceniczne już za sobą, a to lato spędza na zwieńczaniu wszystkich możliwych imprez tego typu. Nie odmawiając im tego co osiągnęli przez wszystkie lata obecności w muzycznym świecie, gdy ogłaszano kolejne wydarzenia, na których mieli zamykać dzień robiło się już nudno. A znajdując się już bezpośrednio pod sceną wcale nie okazało się być lepiej, grupa zaliczyła spory spadek formy – nie tylko fizycznej, ale i jako wykonawca. Brak im już tej energii, o którą można by ich było posądzić jeszcze dekadę temu. Na plus jest jednak to, że jako jedna z nielicznych formacji nie skupiają się tylko na hitach z ostatnich lat, a po repertuar sięgają nawet do swoich początków. Tak samo postępuje też kanadyjska grupa Sum 41, chociaż tutaj bonusem było to, że energia na scenie nie zamiera a wręcz rozkwita. Co tam się działo wie każdy kto znalazł dla siebie chociaż odrobinę miejsca, a o to było ciężko! Fani pop-punk’a ściśnięci niczym sardynki w puszcze mieli okazję usłyszeć chociażby wyciskający łzy utwór “Pieces”, przypominający o durnych komediach lat dwutysięcznych numer “In Too Deep”, klasyczne już “Still Waiting” czy też dużo nowsze a wciąż porywające “Out Of Blood”. Nostalgią zawiało również w czasie występu reaktywnego w ostatnich miesiącach projektu Hopes Die Last. Włosi wraz z oryginalnym wokalistą zagrali dosłownie pierwszy koncert po powrocie właśnie na Rock For People. Grupa nie zawiodła i choć publika była skromna zagrała całkiem niezły set. Jeżeli by nie śledzić ich historii to można by nawet zasugerować, że zagrali tak jakby tej przerwy nigdy nie było 🙂 Czwartego dnia festiwalu na różnych scenach ulokowanych na czeskim lotnisku zagrali również Being As An Ocean, Grandson, Beabadoobee, Two Feet czy Weezer. Ci ostatni obecni na scenie od trzech dekad wyjątkowo nie porywali, ale też nie zawiedli – dali mocno średni koncert wzbogacony o kilka coverów w tym “Enter Sandman” grupy Metallica. A może to publika w czasie tego koncertu zawiodła, bo była jeszcze zmęczona po zabawie jaką sprezentowało Don Broco? Brytyjczycy wyskoczyli na scenę, porwali tłum do kawałka “Pretty”, a potem przez “Technology” do samego “T-Shirt Song” było już tylko lepiej. Kto nie miał jeszcze okazji obserwować grupy na scenie – serdecznie polecamy. A skoro o poleceniach mowa to nie odmówiliśmy sobie jeszcze występu grupy Oceans Ate Alaska i tutaj też zachęcamy gorąco wręcz by docenić zespół wykonujący kawał dobrej roboty! By potwierdzić naszą opinię zarzucamy jeszcze ich znanym i lubianym numerem “Blood Brothers” na koniec naszej opowieści.

Don Broco - Rock For People 2022 Crossfaith - Rock For People 2022 Cemetery Sun - Rock For People 2022

Podsumowując już całe wydarzenie jakim było Rock For People, warto zauważyć, że każdy fan cięższego grania znajdzie tutaj coś dla siebie. Czy będzie to wesoły i porywający pop-punk z charyzmatycznymi front-menami na scenie, czy też coś co można osławić mianem klasyki dzisiejszych czasów. Organizowana w czeskim mieście Hradec Králové impreza to też okazja by zapoznać się z wieloma nowymi kapelami, które dopiero wchodzą na rynek muzyczny. Ciężko więc nie nazwać tego wydarzenia szansą do poszerzenia swoich muzycznych horyzontów i celebrowania tych już zdobytych. Cały festiwal, jego otoczka i pełnia muzyki jakiej tam doświadczamy sprawiają, że jest to zdecydowanie wydarzenie warte poświęconego czasu i swojej ceny!

Do zobaczenia za rok!

Komentarze: