Relacja: A Day To Remember i Bring Me The Horizon w Gliwicach

2023 March 17 | Sylwia


Dziś na warsztat weźmiemy wspominki z długo wyczekiwanego powrotu Bring Me The Horizon do naszego kraju w ramach przesuniętej trasy “Post Human European Tour”. Koncert, który pierwotnie miał odbyć się w lutym 2022 roku finalnie doszedł do skutku niemal rok później, a w tak zwanym międzyczasie pozmieniały się kapele, które miały na nim zagrać. Nie jest to niestety nowość w ostatnich latach, jednak fani czekający na występ Lorna Shore z pewnością nie raz jeszcze będą mieli okazję zobaczyć ich na scenie. Ostatecznie kapele, które pokazały się przed Brytyjczykami to A Day To Remember, Static Dress oraz Poorstacy.

Tyle słowem wstępu, przejdźmy do konkretów… Gliwicka Arena, logistycznie była i pozostanie dziwnym wyborem na tego typu koncert, jednakże przyznaję na Śląsk jest nam zdecydowanie bliżej i wygodniej niż tułaczka do stolicy. Także to na plus, ale pierwszy minus pojawił się równie szybko. Wejście na teren wydarzenia nie przebiegło gładko, kolejki rozumiemy – nie jest to pierwsza w jakiej przyszło nam czekać, ale nie często mamy okazję robić to w kilku stopniowym mrozie. Dodatkowo organizacja spóźniła się z otwarciem bram – co odbiło się na tym, że kilkadziesiąt osób jak nie setki czekało nadal przed wejściem gdy pierwsze kapele rozpoczynały granie. A i dużych plecaczków nie przyjmujemy w szatni! – Nie dla podróżnych i ciepło ubranych było to wydarzenie, niestety 🙂

Ci wybrańcy, którzy lepiej organizują swój czas i znaleźli się na arenie w idealnym momencie rozpoczęli wieczór od występu Anglików z grupy Static Dress. Młoda kapela, która od pięciu lat przebija się do odbiorców zagrała praktycznie rzecz ujmując sześć utworów w tym “Disposable care”, “Sweet” czy “Courtney, Just Relax”. Charakterystyczny sposób bycia i jakościowe wykonanie własnych kawałków sugeruje, że o zespole tym usłyszymy jeszcze nie jednokrotnie. Nie uważam jednak by ich występ w Gliwicach należał do grona tych najbardziej spektakularnych. Podobnie sprawa się ma z wykonawcą kryjącym się za pseudonimem Poorstacy, który jako kolejny wkroczył na scenę. Dwudziestoczteroletni artysta wykonał osiem swoich najbardziej znanych utworów w tym “Hills Have Eyes” czy też nowsze “Abuse Me”. I chociaż większość zgromadzonych udało mu się porwać do wspólnej zabawy, to u mnie pozostawił lekki niedosyt względem przed koncertowych oczekiwań.

Foto: Justyna Kamińska, Knock Out Productions
Foto: Justyna Kamińska, Knock Out Productions

Znacznie ciekawiej zrobiło się za to wraz z wkroczeniem na scenę grupy A Day To Remember. Nie kłamiąc to właśnie amerykańska formacja stanowiła główny cel naszej podróży. Doświadczona w pełni kapela nie zawiodła, ba można śmiało powiedzieć zaświeciła najjaśniejszą poświatą dając przykład tego jak powinien wyglądać świetny koncert. Każdy zgromadzony na sali fan zespołu miał okazję usłyszeć swój ulubiony hit – niezależnie od tego jak dawno został wydany, co w dzisiejszych czasach ceni się wyjątkowo mocno! Usłyszeliśmy więc zarówno takie numery jak “If It Means a Lot to You” czy “I’m Made of Wax, Larry, What Are You Made Of?”, a do tego dołączyły też dużo nowsze “Miracle” oraz “Bloodsucker”. O dziwo nawet “Rescue Me” nagrane z Marshmello dostało swoją sceniczną szansę i o dziwo się sprawdziło. Nie był to moje pierwsze doświadczenie z występem ADTR, chociaż w Polsce nie zdarzyło jeszcze im się występować. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie moje poprzednie koncerty tej grupy to Gliwice wypadły rewelacyjnie pod względem muzycznym, gorzej wypadła jedynie publika. Wszystko dlatego, że docelowy odbiorca w tym wypadku fan/fanka Bring Me The Horizon być może docenił twórczość artystyczną Amerykanów, jednak nie potrafił się do niej bawić. Latający papier toaletowy? Niestety nie trafia do wystylizowanych słuchaczy BMTH, obawiających się o swój outfit – dlatego też, w większości statyczna sala nie pozostawiła więc po sobie dobrego wrażenia. O dziwo wiele nie zmieniło się wraz z wkroczeniem na scenę wspominanego Bring Me The Horizon, ten brak energii ze strony tłumu nadal miejscami doskwierał bardzo mocno. Za to łez było więcej niż na koncercie emocjonalnych władców tj. My Chemical Romance ! No cóż poradzić być może jestem już zbyt doświadczonym koncertowym freakiem by nadal rozumieć emocje jakie wzbudza występ ulubionego artysty? Tego nie wiem, więc pozostawię to do oceny każdego z was indywidualnie. Ale marginesem mówiąc po prostu ruszmy się czasem, to nie szkodzi, a wręcz sprawia radość i służy zdrowiu. Sam koncert Brytyjczyków był niczego sobie – ale też konceptem nie zmienił się za bardzo od 2019 roku (widzieliśmy ich występ na Rock For People – o tym przeczytacie tutaj). Wygenerowana komputerowa kobieta zapowiadająca poszczególne etapy koncertu i wprowadzająca w utwory pozostała w grze, do tego grupa w dalszym ciągu skupia naszą uwagę jedynie na nowszym materiale. Dlatego właśnie podkreśliliśmy to w jaki sposób grający wcześniej Amerykanie ułożyli swoją setlistę. W przypadku Anglików brakuje tego repertuaru, który de facto pozwolił im dostać się w to miejsce, w którym są obecnie. Rozumiem, że album “Sempiternal” był w ich historii przełomowy i trafił do szerszego grona odbiorców, nie zapominajmy jednak, iż bez “Count Your Blessings”, “Suicide Season” czy “There Is a Hell Believe Me I’ve Seen It. There Is a Heaven Let’s Keep It a Secret” grupa mogłaby równie dobrze nie przebić się w muzycznym świecie. Przez lata słyszało się wiele powodów dlaczego jest tak, a nie inaczej – ale nie do końca je kupuję. Za to uważam, że zapominając o swoich korzeniach, delikatnie lekceważą fanów, którzy są z nimi od dawien dawna. Wracając jednak do sedna, już nawet wspomina przełomowa płyta traci swój czas sceniczny, nie usłyszymy już przykładowo “Go To Hell, For Heaven’s Sake”, za to cały czas wałkujemy “Can You Feel My Heart” czy “Sleepwalking”. Z jeszcze nowszych piosenek w dorobku zespołu najlepiej wypadł numer “Parasite Eve”, ale niczego sobie było też wykonanie “Teardrops” czy “Kingslayer”. Nie ciekawie wypadł kawałek “Obey” otwierający bis, ale być może to tylko moje odczucie – technicznie było ok.

Chcąc podsumować całość występu gwiazdy wieczoru, nie można zarzucić im braku jakości w wykonaniu czy też braku oddania w stosunku do zgromadzonej publiczności. Tak naprawdę jedynym, chodź istotnym brakiem, niedociągnięciem całego setu jest właśnie wspominane pominięcie starszej części dyskografii. Ni mniej jednak przy następnej okazji z chęcią ponownie wybiorę się na koncert BMTH.

Komentarze: