
Podsumowanie koncertowych wrażeń z 2015 roku.
2016 January 5 | SylwiaSzykując treść do wydawniczego podsumowania mijającego roku doszłam do wniosku, że fajnie byłoby odnieść się także do koncertowych wydarzeń jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 12-stu miesięcy. Co prawda nie udało mi się być na tylu koncertach/festiwalach na ilu faktycznie chciałabym być jednak nadal widziałam i słyszałam na tyle by stworzyć listę najlepszych i najgorszych występów. Swoje typy podzieliłam na trzy kategorie, w każdej znalazło się pięć miejsc – niekiedy dzielonych przez kilku różnych wykonawców gdyż nie potrafiłam się zdecydować… Ale już bez zbędnego przeciągania zapraszam do czytania 😉
5 Najlepszych koncertów – Kategoria Ogólna
#5 Hollywood Undead / Kensington
Oba te zespoły miałam w tym roku okazję oglądać dwukrotnie… Hollywood Undead bawili mnie w Czechach i na Węgrzech w czasie festiwali, Kensington zaś umilali mi życie zarówno na Sziget jak i na koncercie klubowym. Amerykańska kapela potrafiła sprawić, że przez chwilę zapominałam jak idiotyczne treści przekazują w swoich tekstach i po prostu dobrze się bawiłam. Chociaż muszę przyznać tłum nie zawsze podzielał mój entuzjazm. Nieco bliższa nam pochodzeniem grupa Kensington trafiła do mojego serca w czasie wspomnianego węgierskiego festiwalu, kiedy to zaprezentowała kosmicznie wysoki poziom koncertowy. Swoim koncertem klubowym, na który wybrałam się już w Polsce tylko potwierdzili, że nie odstają od najlepszych przy tym tworząc naprawdę ciekawą muzykę.
#4 W&W / Bassjackers
W tym roku zapewne pod wpływem aktualnych trendów przekonałam się nieco bardziej do muzyki electro/dance/trace itd. (od cholery tego jest) i jakoś tak się złożyło, że zdecydowałam się przekonać jak wyglądają tego typu koncerty. W ostatecznym rozrachunku, okazały się być na tyle dobre, że znalazłam dla powyższych duetów miejsce na swojej liście. Muzyka nadal pozostaje mało ambitna (gość za konsolą, urok dzisiejszych czasów), jednak nadaje się do dobrej zabawy i uzupełniania festiwalowych rozkładów jazdy.
#3 The Script / Kings Of Leon / Florence + The Machine
Tutaj to dopiero ciężko było się zdecydować, trzecie miejsce przynależy więc aż do trzech formacji reprezentujących podobny rodzaj tworzonej muzyki. Jedynie The Script było dla mnie pewniakiem przed koncertem, lubię tą kapelę w studyjnym wydaniu i nic nie wskazywało na to by wypadli źle. W przypadku zarówno Florence jak i Kings Of Leon sprawa ma się całkowicie inaczej, obstawiałam bowiem, że nie polubię się z tym co grają i będę jedynie stać i narzekać. Wyszło jak wyszło, Pani Welch urzekła mnie głosem, Kings Of Leon wywarło na mnie wrażenie swoim wiernym gronem fanów i smętnym podejściem do gry 😀
#2 Martin Garrix
Ponownie przenosimy się w stronę muzyki elektronicznej, tym razem na lini holenderski dj, Martin Garrix. W przeciągu ostatnich dwóch lat jego twórczość zyskała na popularności do tego stopnia, że ktoś podarował mu szansę na zwieńczenie całego festiwalowego tygodnia. I ten ktoś wybrał perfekcyjnie, cóż to była za niedziela! Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję, zobaczyć czy może bardziej posłuchać młodego (wiadomo, na scenie za konsolą wiele się nie dzieje), to korzystajcie bo naprawdę warto.
#1 Limp Bizkit
Oczywiście czym byłyby moje wakacje bez usłyszenia kawałka “Break Stuff” na żywo, czy też inaczej kolejnego koncertu Limp Bizkit… Tak się złożyło, że ‘Fred i spółka’ występowali na obu festiwalach na jakich miałam okazję być w tym roku i w obu przypadkach mnie nie zawiedli. Są jedną z tych klasycznych już formacji, która wie co ma robić na scenie i robi to bez zarzutu. Doceniam też fakt, że nie klepią w kółko tego samego, zmieniają swój sposób zabawiania publiki, a setlista ciągle ulega jakimś małym zmianom – w końcu nie oszukujmy się mają na swoim koncie tyle hitów iż mogą sobie na to pozwolić.
5 Najlepszych koncertów – Core
#5 Kingdom Of Giants / Burning Down Alaska
Listę najlepszych w kategorii ‘Core’ otwiera zestaw Niemiecko-Amerykański, który w pierwszej połowie tego roku zawitał do Wrocławia. Był to jeden z tych koncertów, które można by było zakwalifikować jako ‘garażowy’ – skromna publika, klimatyczny klub i kapele swobodnie poruszające się w tłumie (pamiętam czasy gdy np. Of Mice & Men miało taką swobodę, hohoho dawno to było). Dodatkowo zarówno jedna jak i druga formacja wypadła na scenie wyjątkowo dobrze, także ciesze się, że miałam okazję ich zobaczyć (swoją drogą oba zespoły wracają do Polski w przyszłym roku, informacje na ten temat znajdziecie w dziale z przyszłymi koncertami).
#4 Enter Shikari
Czy jest na sali ktoś kto potrafi zliczyć ile dokładnie razy widziałam Brytyjczyków na scenie? – Prawdopodobnie nie. W każdym razie w przeciągu ostatniego roku słuchałam Enter Shikari na żywo dwukrotnie. Nowa płyta okazała się być dla mnie jednym z większych tegorocznych zawodów, jednakże koncerty nadal mają w sobie to co porwałoby największe tłumy. Energia i charakterystyka występu wyspiarzy sprawia, że człowiek po prostu zapomina iż widzi to 10/20 raz i po prostu dobrze się bawi, śpiewa, klaska i wyprawia różne inne rzeczy.
#3 August Burns Red
I oto kolejny klasyk w moim zestawieniu. Amerykanie występowali w Polsce nie raz i tak się złożyło, że to nie był także mój pierwszy gdy miałam okazję ich widzieć. Pierwszy raz za to zdarzyło mi się widzieć tak dobrą w tym co robią grupę występującą PRZED “złą” formacją, o której słów kilka przeczytacie nieco później. Pomijając jednak ten skandaliczny w moim odczuciu szczegół całość występu kupiła moje serce. Różnorodność w doborze utworów, kontakt z publiką na najwyższym poziomie i dobrze nagłośniony wokal (nie zgadzam się z powszechną po-koncertową opinią, że był kiepski – po prostu co poniektórych poniosło z zagłuszającym piszczeniem).
#2 In Hearts Wake
Uhu Australia! Czy trzeba mówić coś więcej? Z całej mojej koncertowej historii nie jestem w stanie wyłonić ani jednego zespołu pochodzącego z tego kraju, który nie wypadł by perfekcyjnie na scenie – a In Hearts Wake, w szczególności można tutaj wyróżnić. Muzyka jaką tworzą w studiu trafia i pozostaje w dyskografii niemal każdego fana gatunku. Ta sama twórczość w wersji scenicznej momentami brzmi jeszcze ciekawiej, co sprawia, że od kapeli nie da się wręcz oderwać wzroku by skoczyć na ‘5 sekundek’ do baru (:
#1 The Color Morale
To jedna z tych formacji powiązanych z wytwórnią Rise Records, która wybija się na tle pozostałych ze względu na dość charakterystycznego wokalistę – Garret Rapp, bo tak nazywa się ten wysoce pozytywny człowiek nie zawodzi także w przypadku występów na żywo. Pozostała część zespołu również stanęła na wysokości zadania i zagrała perfekcyjnie wszystkie kawałki, chociaż jestem pewna, iż nie cała publika miała okazję to wychwycić ze względu na kiepsko rozchodzące się dźwięki w hangarze lotniskowym.
5 Najgorszych koncertów
W przypadku najgorszych koncertów nie ma co się zbytnio rozpisywać, wszystkie okazały się być albo nadzwyczaj nudne (1-4), albo technicznie niepoprawne (dotyczy numeru jeden na liście). Jeżeli jednak chcecie wiedzieć na jakich wykonawców nie warto wydawać pieniędzy to zapoznajcie się z poniższą listą.
#5 Three Days Grace
#4 Alt-J / Interpol
#3 Deathstars
#2 Sigma Life / Rudimental
#1 Asking Alexandria
A na jakich koncertach wy bawiliście się najlepiej / najgorzej?