
Recenzja “The Death of Me” od Polaris
2020 March 15 | Michał PiaszczyńskiPolaris to wciąż stosunkowo młoda kapela, która odnalazła swoje miejsce na metalcore-owej scenie i jednocześnie z każdym rokiem wciąż zyskuje coraz to większą popularność. Kilka tygodni temu Australijczycy zaprezentowali światu swój drugi w karierze album zatytułowany „The Death of Me”, który jest następcą bardzo dobrego debiutu pt. „The Mortal Coil”. Dziś sprawdzimy, czy nowe wydawnictwo będzie kolejnym krokiem milowym w karierze zespołu?
„The Death of Me” zaczyna się bardzo klimatycznym i nieco smutnym utworem pt. „Pray for Rain”. Intro w tym kawałku bardzo dobrze naprowadza nas na to jak będzie brzmiało całe wydawnictwo. Kolejnymi trzema numerami są znane nam już single, które promowały wydawnictwo, a mowa tu o „Hypermania”, „Masochist” oraz „Landmine”. Każda z tych piosenek jest na swój sposób unikatowa i bardzo melodyjna. Nieco dalej znajdziemy piosenkę pt. „Vagabond”, jest to bardzo przyjemny kawałek w którym świetnie zostały połączone czyste wokale basisty Jake’a Steinhauser’a oraz screamy Jamiego Hails’a. „Creatures of Habit” to jeden z cięższych tracków jakie pojawiły się na nowej płycie. Strukturalnie i melodyjnie podobny jest do utworów z poprzedniego albumu (np. do „Consume”). Grzechem byłoby nie wspomnieć również o bardzo dobrym breakdownie na koniec utworu.
Siódmym utworem na liście jest bardzo emocjonalny „Above My Head”. Co ciekawe początek utworu opisuje sen, który miał gitarzysta zespoły Ryan Siew. Głównym autorem wszystkich tekstów jest perkusista Daniel Furnari. Pozostając przy emocjonalnych utworach kolejna piosenka „Martyr (Waves)”, jest jednym z moich ulubionych numerów na płycie. Jest to również jeden z utworów, które są nieco delikatniejsze i bardziej nastrojowe, w większości występują w nim czyste wokale basisty, oraz melodyjne riffy. Przedostatnią piosenką jest „All of This Is Fleeting” , która to w bardzo dobry sposób ze spokojnego brzmienia, znów przenosi nas, w cięższy i mroczniejszy nastrój. Breakdown pod koniec jest świetny i myślę, że kawałek sprawdzi się bardzo dobrze na żywo.
„The Descent”, jest ostatnim utworem na albumie, mam wrażenie, że jest również jedną z najcięższych piosenek, która jednocześnie bardzo dobrze miesza się z czystymi wokalami oraz bardzo klimatycznymi przerwami.
Podsumowując, „The Death of Me” jest bardzo dobrym krążkiem od Australijczyków. Nie jest może tak ciężki jak jego poprzednik „The Mortal Coil”, jednak wciąż trzyma poziom i myślę, że jest przepustką do wielkiej kariery Polaris. Z niecierpliwością czekam na to, co jeszcze zaprezentują nam chłopaki, a drugiemu wydawnictwu daję mocne 4,5/5.