
Recenzja nowego albumu Sequence – “Faith in Me”
2016 March 11 | SylwiaSłowem wstępu i dla wyjaśnienia Sequence to formacja pochodzący z Serbii, która powstała raptem dwa lata temu. Swoją muzykę opisują jako hardcore z lekką nutką Modern Metalu, o czym możemy się teraz przekonać słuchając ich najnowszego wydawnictwa “Faith In Me”. Krążek ten ukazał się wraz z końcem ubiegłego miesiąca, a panowie i pani rocznicę jego wydania będą obchodzić raz na cztery lata. Zabierzmy się jednak za recenzję samą w sobie, zapraszam więc do czytania.
Płyta rozpoczyna się utworem zatytułowanym “Scars of My Brain” i tak się złożyło, że pomijając dość charakterystyczny tytuł kawałek ten z pewnością zadowoli większość fanów hardcore-owych brzmień. Nie brak tutaj growl’u z przytupem, a o czystych wokalach w nadmiernych ilościach z góry możecie zapomnieć (w sumie nie tylko w tym utworze a na całym albumie). Po za tym jest to dość szybki i melodyjny numer, który przechodzi w kolejny z ‘nieco’ mniejszą prędkością aniżeli prędkość światła czy dźwięku ale wciąż gładko i sprawnie. Następnie na horyzoncie pojawiła się piosenka “Identity”, która razem z kawałkiem numer cztery tj. “Riverside” podbiła moje ucho. O ile pierwszy wspomniany utwór mimo technicznej poprawności uznałabym raczej za średni tak ten duet stoi na najwyższej muzycznej półce. W obu numerach pojawiają się zaskakujące fragmenty czy to wokalne czy to melodyjne, których z początku nikt nie raczyłby się spodziewać. Nie brak im ‘skoczności’ czy też wpadających w ucho refrenów.
Kolejna para utworów, która zwróciła moją uwagę to numery “Monster” i singlowy “Bloodshed”. Są to dwa kawałki, w których najbardziej do gustu przypadły mi partie wokalne, gdyż momentami melodie wydały mi się nieco ‘znajome’,a co za tym idzie mało nowatorskie. Chociaż warto zwrócić uwagę na fakt, że ‘potworna’ piosenka dostaje plusa za wyjątkowo długi instrumentalny wstęp… pomimo, że nie był on odkrywczy, to był to dobry ruch ze strony kapeli. Taka mała zmiana, a daje tak wiele – dzięki takiemu zabiegowi w połowie płyty nie odnosi się wrażenia, że wszystko brzmi tak samo (to choroba, na którą cierpią pop-punkowe formacje). Niestety o ostatnich trzech kawałkach na tym krążku już nie powiem, że są różnorodne, czy też odróżniają się jakimś specyficznym momentem. Po prostu “Faith In Me”, “Matter Of Time” i “Pathway to Eternity” nie specjalnie wpadły mi w ucho i jedyne co o nich powiem to tyle, że uszy nie krwawią, ale dźwięki wyłapują ze średnią ochotą.
Ostatecznie album, nie jest najgorszy i zdecydowanie warto go sprawdzić. W skali naszej strony płyta dostaje 4/5 punktów/gwiazdek czy jak to też nazwać 😉