
Recenzja nowego albumu Mayday Parade – “Black Lines”
2015 October 17 | AniaMayday Parade na scenie muzycznej istnieje już od dekady. Przez ten czas udało im się występować przed tysiącami ludzi i wydać cztery studyjne albumy. Osobiście nie słuchałam ich od 2011 roku, kiedy to ukazał się ich album “Mayday Parade”, który nie do końca podobał mi się w tamtym czasie. Jednak wraz z powrotem z piątym krążkiem, zapowiedzieli, że zaprezentują na nim coś zupełnie nowego, co zachęciło mnie do przesłuchania “Black Lines”. Warto sprawdzić, czy udało im się przygotować coś nowego.
Już w promującym album singlu “Keep In Mind, Transmogrification Is A New Technology” pokazali, że od czasu wydania poprzednich pozycji rozwinęli się jako muzycy. Piosenka może nieco przywoływać na myśl starsze piosenki Taking Back Sunday, co niewątpliwie jest tego atutem. Fanom obu kapeli ten utwór bez wątpienia powinien przypaść do gustu. Na swoim piątym wydawnictwie Amerykanie pokazali także, że potrafią grać mocniej i bardziej rockowo niż kiedykolwiek. Wystarczy przesłuchać otwierający krążek numer “One Of Them Will Destroy the Other”, w którym gościnnie wystąpił także Dan Lambton z Real Friends. Nowe brzmienie w tym kawałku sprawdziło się wręcz fenomenalnie i szybko stał on się moim faworytem. Tą piosenką niewątpliwie mogą zdobyć sobie nowych fanów. Jednak zwolennicy starszego brzmienia nie powinni narzekać. Drugi numer na płycie zatytułowany “Just Out Of Reach” jest kwintesencją tego, z czego znana jest ta kapela i starszym fanom powinna się spodobać.
Swoją nieco mroczniejszą i mocniejszą stronę pokazują także w numerze “Hollow”. Ten styl grania, naprawdę przypadł mi do gustu, szkoda, że tak mało jest piosenek właśnie w podobnym stylu. W “Let’s Be Myself” też jest nieco bardziej rockowo, choć piosenka jest bardziej melodyjna niż chociażby pierwszy utwór z płyty. Nadal jednak powinna zaciekawić wszystkich tych, którzy oczekiwali czegoś nieco mocniejszego od tej kapeli. Nigdy nie byłam wielką fanką ballad prezentowanych przez tę kapelę i nigdy do mnie jakoś nie przemawiały. Jednakże zrobiłam wyjątek dla “Letting Go”. Piosenka ta jest głównie akustyczna i pozwala wokaliście grupy Derekowi Sandersowi popisać się swoimi umiejętnościami wokalnymi. Pewnie dlatego została wybrana na singiel promujący “Black Lines”. Po bardzo dobrej, energetycznej połowie albumu, nadeszła pora na tę spokojniejszą część, która nie jest do końca moim faworytem. Może pomijając “Underneath The Tide”, która jest nieco żywszą piosenką. Co prawda daleko jej do tych mocniejszych numerów z tej płyty, jednak nadal można ją lubić i jest całkiem interesująca. Podobnie można powiedzieć także o kolejnym utworze “All On Me”, który mimo, że ma odrobinę więcej energii, nie robi na mnie większego wrażenia. Z kolei kawałki takie jak: “Narrow”, “Until You’re Big Enough” oraz “Look Up And See Infinity, Look Down And See Nothing”, są tymi utworami, które zupełnie nie są w moim stylu. Nie mam nic do spokojnych piosenek, jednak tutaj wydają się być nieco nudne i mało ciekawe. Co prawda w “Look Up and See….”, nieco ambientowa linia melodyczna jest ciekawa, jednak poza tym nic mnie nie urzekło w tych piosenkach. Fani ballad, i spokojnych numerów mogą jednak znaleźć tam coś dla siebie. Na szczęście muzycy postanowili zakończyć ten album numerem “One of Us”, który jest bardziej pop-punkowy i wesoły i zaciera nieco złe wspomnienie po niektórych albumach.
“Black Lines” tak naprawdę nie jest złym albumem. W mocniejszych utworach naprawdę postanowili zaprezentować nowy styl, nieco inspirowany ich starszymi brzmieniami, trochę w stylu Taking Back Sunday, co naprawdę mi się podoba. Szkoda, że reszta płyty nie jest tak dobra jak te numery. Widać, że muzycy tutaj stworzyli coś pomiędzy bardzo dobrym “A Lesson In Romantic” i nieco gorszym w moim odczuciu “Mayday Parade”. Jednak zwolennicy zarówno jednego jak i drugiego brzmienia znajdą coś dla siebie