
Na chwilę odchodzimy od gitarowych brzmień i zamienimy je na zupełnie odmienioną formację Breathe Carolina.
2016 October 14 | SylwiaBreathe Carolina to amerykańska formacja, która od początku swojej kariery przebyła już naprawdę długą drogę. Zaczynali jako kapela łącząca elektronikę z ciężkimi wokalami, obecnie są grupą, która ma szansę stać się kolejnym objawieniem EDM. Niedawno połączyli siły z holenderską wytwórnią Spinnin’ Records, a efektem ich współpracy jest mini-album zatytułowany “Sleepless”. I chociaż najnowsze wydawnictwo nie ma już nic wspólnego z post-hardcore, czy core w jakimkolwiek wydaniu to postanowiliśmy poświęcić pół godziny na jego sprawdzenie…
Na krążku znajdziemy aż osiem utworów, z czego 3/4 z nich jest kompletnie nowa (dwa kawałki ukazały się w sieci nieco wcześniej). Moim zdaniem jest to jedna z lepszych EP-ek z muzyką elektroniczną, jakiej przyszło mi słuchać – zapewne dlatego, że nie było ich zbyt wiele. Niech dowodem poparcia mojej tezy będą utwory “Nights”, “See The Sky”, “Stable” czy “More Than Ever”, które z powodzeniem sprawdziłyby się w największych rozgłośniach radiowych. Chwytliwe elektroniczne rozwiązania w melodii połączone z wyjątkowo dobrymi wokalami i refrenami zapadającymi w pamięć. Nieco inny, ale wcale nie gorszy jest tytułowa piosenka “Sleepless”, która na całym krążku najbardziej przypadła mi do gustu. Nie pojawia się tutaj wokal, jednak rozwiązania wprowadzone do melodii sprawiają, że jest to naprawdę dobry taneczny kawałek, który bez problemu porywa ciało słuchacza w ruch. Utwór “Stay” (z gościnnym udziałem Sophie and the Bom Boms) to z kolei numer, który przemawia do mnie tekstem, nie należy on co prawda do wybitnych, ale zdecydowanie wpisuje się w jakimś stopniu w moje życie, a być może także i w losy innych sluchaczy. Oczywiście pod względem technicznych rozwiązań utwór, do najgorszych też nie należy.
Wspomniałam, że to jedna z lepszych EP-ek, która wyszła spod skrzydeł Spinnin, wiadomo jednak, że wszystko co dobre ma też i słabe strony. W tym wypadku są to piosenki “Vanish”, a także “Getaway Car”. Pierwsza momentami naprawdę mi się podoba, wokale Davida brzmią jak brzmieć powinny, niestety damska część wokalna już nieco (mocno) mnie drażni. Drugi utwór, to z kolei ten absolutnie najsłabszy ze wszystkich, którego brak specjalnie nikogo by nie uderzył.
Podsumowując, jeżeli lubicie czasami się odłamać od ciężkich brzmień i sięgnąć po elektronikę w nowym nieco pop-owym wydaniu, połączoną z dobrymi wokalami i łatwymi do przyswojenia refrenami jest to EP-ka dla was.