
Na około świata i z powrotem zabiera nas State Champs.
2015 October 20 | SylwiaPrzy przygnębiającej jesiennej pogodzie przyszedł czas na lekką poprawę humoru, sięgnęłam więc po najnowszy album pop-punkowej grupy State Champs. Wydawnictwo zatytułowane “Around the World and Back”, ukazało się raptem kilka dni temu, bo 16-ego Października za pośrednictwem Pure Noise Records. Jeżeli chcecie poznać moją opinię na temat tego krążka to zapraszam do dalszego czytania…
Przygodę z drugą płytą amerykańskiego zespołu zaczynamy od utworu zatytułowanego “Eyes Closed” i właściwie tytuł podpowiada nam jak powinniśmy słuchać tegoż kawałka. Z zamkniętymi oczami czy też nie, z łatwością możemy się jednak poddać przyjemnej melodii połączonej z chwytliwą linią wokalu i prostym tekstem. Mimo to, nie da się nie wspomnieć, że zarówno ta piosenka jak i wiele kolejnych numerów z tego krążka przypomina nam inne wcześniej już słyszane pop-punkowe kawałki – niestety jak wszyscy wiemy faktem jest, iż wiele kapel grających muzykę z tego gatunku tworzy i produkuje wydawnictwa na tą samą wpadającą w ucho mantrę. Nie dziwne więc, że zarówno muzycznie jak i w odbiorze kolejny kawałek pt. “Secrets” znowu przynosi nam na myśl pop-punkowe starocie. Brakowało mi tylko pizzy by całkiem wejść w ten stereotyp. Ni mniej ni więcej jest to nadal jeden z bardziej charakterystycznych kawałków, a co za tym idzie jeden z lepszych. Do tej kategorii zaliczyłabym też “All You Are is History” i “Losing Myself”, z którymi mamy styczność w następnej kolejności.
Kolejne na krążku “Perfect Score” nie wybiło się jakoś szczególnie na tle poprzedzających go utworów, to kolejna piosenka, która wbija się ekspresowo w pamięć, ale nie pozostaje w niej na dłużej niż czas jej trwania. Takie samo wrażenie odniosłam także słuchając utworów “Shape Up” czy “Back and Forth”, tak więc i w recenzji nie poświęcę im zbyt wiele uwagi – bo po co się powtarzać. Na wyróżnienie zasługuje za to utwór opatrzony nazwą “All or Nothing”, który wybija się nieco bardziej niż inne numery, gdyż jest “pop-punkową balladą”. Jednocześnie nie jest to piosenka, którą w jakikolwiek sposób można by było przyrównać do momentami nadmiernie smętnych kawałków np. Mayday Parade – co jest plusem i wie o tym każdy kto słuchał ostatnich trzech albumów wspomnianej kapeli. Przyjemny w odbiorze utwór fajnie byłoby jednak wzbogacić o nieco więcej gry na instrumentach gdyż te giną gdzieś w dalekiej otchłani pochłonięte przez wokalistę i całkiem niezły tekst tego numeru.
Na deser mamy jeszcze trzy ostatnie piosenki, w tym tytułowe “Around The World and Back”, które jest całkiem niezłe do momentu pojawienia się wokalistki znanej już nam z formacji Jule Vera. Niestety dla mnie z automatu sprowadziło to numer na złą drogę i nie nazwałabym go ‘potencjalnym hitem’. Za to utwór “Breaking Ground” ładnie załagodził moje rany po poprzedniku i podobnie jak w przypadku pierwszych czterech utworów z płyty mimo przewidywalności w brzmieniu jest jednym z lepszych kawałków jakie można spotkać na tej płycie. Ostatni utwór “Tooth and Nail” to już niestety powrót do średnich lecz wciąż dobrych numerów. Ogólnie jednak płyty słucha się dobrze. Pomimo wrażenia powtarzalności, zanikania umiejętności gry na instrumentach i utwierdzeniu mnie w przekonaniu, że do tego rodzaju muzyki trzeba zagryzać słuchanie pizzą, oceniam ją na 4.