Recenzja albumu If I Die Today – “Cursed”
2015 September 7 | AniaIf I Die Today jest włoską post-hardcore’ową kapelą, która powstała w 2007 roku. W tym samym roku zadebiutowali jeszcze ze swoim debiutanckim krążkiem zatytułowanym “If I Die Today”. Już pierwszy longplay pozwolił im się wybić na lokalnej scenie muzycznej, którą umocnili dwa lata później wraz z wydaniem EP-ki “You Are Alone”. Kolejne lata przyniosły im kolejne sukcesy, a także światło dzienne ujrzały ich kolejne wydawnictwa, takie jak: “Liars” i “Postcards From The Abyss”. W roku ubiegłym wydali swój trzeci studyjny krążek zatytułowany “Cursed”, który jednak dopiero w tym roku zostanie wydany poza granicami ich rodzinnego kraju.
Jeśli po tym albumie spodziewaliście się czegoś mocnego, to możecie zdecydowanie na to liczyć! Już otwierający krążek utwór “Jesus”, mówi nam, że możemy spodziewać się mocnych hardcore’owych brzmień, przepełnionych nie tylko agresją, ale także emocjami. Czysta energia przeplata się tutaj z wokalami pełnymi emocji. Jest to zauważalne także na ich kolejnych utworach. Jednakże w numerach takich jak “Patrick”, czy “Elisabeth”, muzycy bardziej akcentują swoją emocjonalną stronę. Nie zmienia to jednak faktu, że utworom brakuje mocy, bo zdecydowanie tak nie jest i w tych kawałkach nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji. Jeżeli poszukujecie czegoś bardziej melodyjnego, chociażby pod względem instrumentalnym, to warto sprawdzić numer “The Ancient Mariner”. Utwór ten jest bardziej punk rockowy niż reszta jego poprzedników i odrobina melodyjności robi temu kawałkowi na dobre. Kolejny utwór na płycie to “Vincent” i pokazuje on bardziej punkową wersję kapeli. Piosenka brzmi trochę jak bardziej hardcore’owa wersja Every Time I Die. Jest odrobina chaosu i energia, która może zaciekawić nie jednego słuchacza. Ostatecznie ten dziwięcio-utworowy krążek zakończony jest tytułowym numere, czyli “Cursed”. Utwór ten zaczyna się bardzo spokojnie, w porównaniu z tym, co słyszeliśmy do tej pory. Jednak im dłużej go słuchamy, tym więcej ma w sobie energii. Ten numer chyba jest najbliższy melodic hardcore’u niż reszta kawałków i najbardziej słychać w nim emocje.
Podsumowując, kapela nie do końca gra gatunek, który lubię słuchać i nie jest mi on bardzo bliski, mimo tego, połączenie agresji i emocji nieco mnie zainteresowało. Trochę szkoda, że nie ma więcej kawałków w stylu tego zamykającego krążek, bo on najbardziej przypadł mi do gustu, jednak myślę, że w przyszłości także i reszta piosenek będzie mi bardziej bliska. Jednak jeśli lubicie takie klimaty, to zdecydowanie powinniście sprawdzić to wydawnictwo.