Recenzja: Infall – „Nitecomes”
2015 September 8 | SylwiaDla większości z nas minął już okres wakacyjny, a wraz końcem tego miesiąca niestety nadchodzi pora na nieco chłodniejszą porę roku, w czasie której muzyka pozostaje nieodłącznym elementem wypełniającym nam dni spędzane pod kocykiem z herbatką. Poszukajmy więc ciekawych nowości wydawniczych jakie mogą popłynąć z nami w podróż przy książkach, w pracy czy innych zajęciach jakie czekają na nas jesienią. Dziś pod lupę trafił mini-album włoskiej formacji Infall, wydawnictwo zatytułowane „Nitecomes”. Krążek trafi do odbiorców na starym kontynencie oficjalnie dopiero 22 września, jednak dzięki uprzejmości wytwórni This is Core mamy do niej dostęp nieco wcześniej. I jeszcze przed ścisłym przeglądem EP-ki miałam szczęście przeczytać, że grupa inspiruje się takimi zespołami jak Every Time I Die czy The Dillinger Escape Plan wiedziałam więc mniej więcej co czeka mnie po kliknięciu przycisku play. Czy się pomyliłam z przeczuciami nie ale o tym już niżej.
Wydawnictwo otwiera piosenka czy może raczej intro zatytułowane „Premise”, który jest niczym więcej jak zapowiedzią, niestety po włosku… zbyt wiele więc o tym powiedzieć nie mogę. Przejdźmy więc dalej a tam pojawia się utwór „Hail Everyone”, kawałek prosty aczkolwiek na tyle intrygujący by nie porzucić słuchania zbyt szybko. Słuchając go dowiadujemy się też, że wcześniejsze przypuszczenia na temat podobieństw do Every Time I Die czy The Dillinger Escape Plan są nieco naciągane bynajmniej znajdą się jakieś wspólne mianowniki. „Banally”, to numer przy którym najbardziej kupił mnie wstęp i ukryte przejście pomiędzy tym a poprzednim utworem. Kawałek byłby jednak znacznie ciekawszy gdyby pojawiłoby się w nim nieco więcej zmian w grze perkusisty, który od początku ciągnie jedno i to samo tak .. banalnie (: Słuchając tego numeru można jednak wysunąć teorię, że grupie bliżej do While She Sleeps niż do wymienionych w biografii kapel. „Spitfire” i „Primary Motor Cortex” to dwie piosenki, które ujęły mnie najbardziej. Muzyka nieco tutaj przyśpiesza (jak na ironie w najdłuższym utworze z całej EP-ki), wokale robią się jeszcze bardziej ‘ciężkie’ i dzięki temu nie zauważamy nawet gdy piosenki przechodzą w „The Fall”. Utwór początkowo może kojarzyć się z australijską legendą metalcore’u – Parkway Drive, szybko przekonujemy się jednak iż to mylne wrażenie. Utwór bez wokali, momentami kołysze nas do snu by potem brutalnie go przerwać. Melodia nie jest tutaj strasznie wybitna, ale to chyba najlepszy kawałek z całego mini-albumu. „The Fib” to już ostatni kawałek, nie wybija się specjalnie na tle trzech poprzednich, które są zdecydowanie najlepsze ale wciąż zaskakuje melodią i dobrze się go słucha.
Ostatecznie nieco przykrótkie piosenki łączące się w jedną całość dobrze zamaskowanymi przejściami, dają nam całkiem niezłą dawkę ciężkiej muzyki, z którą o ile ktoś lubi takie granie warto się zapoznać. 3/5