
Recenzja: Marvin-H – “Hica EP”
2015 July 29 | SylwiaIdę za ciosem i sięgam po kolejną produkcję spod szyldu wytwórni THIS IS CORE. Tym razem jest to jednak album krótko grający nagrany przez włoską grupę Marvin-H, a nosi on skromną nazwę “Hica”. Z pozostałych informacji czysto encyklopedycznych krążek ukazał się na rynku 30 Czerwca bieżącego roku, a my jak zwykle mamy lekkie opóźnienie w temacie.
Zacznijmy od bardziej pozytywnej strony tego mini albumu, czerech numerów, które powędrowały na wyższą półkę rankingową….
Na początek numer jeden na płytce, “Water Gun”, który rozpoczyna się lekko zwariowaną, chwytliwą melodią. Atutem tego kawałka jest to, że ta lekka, przyjemna w odsłuchu muzyka utrzymuje się do samego końca a w połączeniu z mocnym męskim wokalem (nieco nie pasującym do -core) tworzą naprawdę dobrze skomponowany utwór. Można by się tylko przyczepić do tego, że trzeba się nieźle wsłuchać by zrozumieć tekst, ale czy to wada? Dalej mamy piosenki “Candescence” i “Casting Shadows”, w ich przypadku podobnie jak i przy pierwszym utworze także nie można narzekać na ostateczny całokształt kompozycji. W obu numerach łatwiej też zrozumieć śpiewany tekst (albo to jakaś nabyta wprawa po chwili), a refrenów po kilkukrotnym odtworzeniu zapewne każdy by się nauczył. By nie było jednak tak kolorowo zdarzyły się z dwa, trzy momenty, w przypadku, których usiadłabym jeszcze raz w studiu i zastanowiła się czy w ogóle były Przykładem na to może być moment w kawałku numer dwa, gdzie wokalista wydał z siebie dźwięk przypominający sapanie zmęczonego psa 😉
No i na koniec dobrych rzeczy został nam utwór noszący zbyt skomplikowaną nazwę bym mogła ją wymówić chociażby w myślach – “H”. Ten odróżnił się od reszty najmocniejszym wstępem, dalej pozostaje jednak równie chwytliwym kawałkiem co pozostałe trzy wspomniane wcześniej.
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym słuchając wydawnictwa nie znalazła jakiś słabych utworów – tak więc znalazłam i to aż dwa. (Nieco dużo jak na EP-kę która zawiera sześć kawałków?) – Pierwszy z nich zatytułowany “Sweat”, to ten który faktycznie sprawił iż na moim czole pojawił się pot. Już sam wstęp do numeru trwający około 30 sekund i na dodatek zapętlający w kółko ten sam fragment riffów mnie zniechęcił,a dodatkowo wokal w tym przypadku mi nie leżał. Brakło też nieco balansu pomiędzy wzmocnieniem wokalu a instrumentami w tle… całą produkcję ratował tylko refren, który podniósł ten kawałek nieco wyżej w moim rankingu. Drugi utwór ten ‘jeszcze gorszy’ to piosenka nosząca tytuł “BZD”. W tym wypadku także brakło balansu, pojawił się znienawidzony w większości przypadków ‘motyw akustyczny’ i to wystarczyło by po 40 sekundach słuchania pojawiła się chęć by przełączyć dalej.
Ogółem przez lekkie problemy z balansem, które pod koniec nieco już przeszkadzały, a do tego także przez fakt iż 1/3 całości wypadła blado EP-ka dostaje u mnie ocenę 3,25.