
Recenzja: Silverstein – “Antibloom”
2025 February 19 | SylwiaDziś wracamy wraz z kanadyjską formacją Silverstein, której jak sądzimy nikomu nie trzeba już przedstawiać. Legendarna grupa celebrująca w tym roku 25-lecie swojej działalności większą część roku spędzi w trasie (również w Europie). Panowie znaleźli jednak chwilę by podzieli się ze słuchaczami także nową muzyką. Pierwszą porcję nowości dostaniemy wraz z premierą wydawnictwa zatytułowanego “Antibloom”. Album ten ma trafić do sprzedaży już 21 lutego za pośrednictwem australijskiej wytwórni UNFD. Z kolei kolejna część tego materiału kryjąca się za tytułem “Pink Moon” ma pojawić się jeszcze w tym roku. Oczywiście doskwiera nam przypadłość zwana niecierpliwością i dlatego “Antibloom” poddamy ocenie od razu. 🙂 W związku z tym zapraszamy do przeczytania naszej recenzji premierowych ośmiu utworów.
“… Close your eyes and set me free …”
To jeden z fragmentów otwierającego wydawnictwo numeru pt. “Mercy Mercy”. Cytat ten poniekąd zdradza nam, że od tego albumu ciężko będzie się uwolnić. Szczególnie jeżeli ktoś cechuje się pamięcią do charakterystycznych melodii. I chociaż początek może zaskakiwać i instynktownie pokieruje wasze ręce do kieszeni to kawałek szybko przeskoczy w doom’owe klimaty i agresywne breakdown’y. Finalnie jest to jeden z najcięższych i intensywniejszych utworów jakie pojawiły się w tym materiale. Inną piosenką z tej kategorii jest przedostatni “Stress”. Tutaj dostajemy prawdziwą mieszankę wybuchową, począwszy od wyjątkowo surowego klimatu, przez ciężkie riffy i na wokalnej mocy z delikatnym przełamaniem kończywszy. Podsumowując obie nuty przypasują wszystkim tym, którzy cenią sobie tzw. ‘heavy vibe’.
Natomiast te same osoby mogą nie polubić singlowych “Don’t Let Me Get Too Low” czy “Confession” gdzie domieszki twardych brzmień jest już znacznie mniej. W tym wypadku zespół Silverstein postawił na skomponowanie bardziej emocjonalnych, chwytliwych i angażujących słuchacza melodii. Niezaprzeczalnie im to wyszło! Ponieważ znajomość tekstu tych kawałków można potwierdzić już po jednym odsłuchu – a przesłuchacie je zapewne jeszcze
“… so many more times”.
Numer “Skin & Bones” po raz pierwszy mogliśmy usłyszeć w sierpniu ubiegłego roku i od tego czasu, osłuchał nam się na tyle, że zdołaliśmy do się do niego przekonać. Początkowo ta dynamiczna pozycja poruszająca trudny temat życia i śmierci nie przypadła nam do gustu ze względu na przejścia pomiędzy cięższymi i lżejszymi partiami. Teraz dochodzimy do wniosku, że to jedna z bardziej unikatowych pozycji tego wydawnictwa, a charakterystyczny refren do daje jej uroku.
Polubiliśmy się też z numerem “I Will Destroy This”, chociaż tutaj mieliśmy na to znacznie mniej czasu. Kawałek, który zachowuje bardzo wysoki poziom energii włożonej w instrumentalną warstwę porywa słuchacza od pierwszych sekund. Tylko po to by po niecałych trzech minutach doprowadzić go do “Cherry Coke” najłagodniejszej piosenki jaką tutaj znajdziemy. Numer wprowadza w melancholijny nastrój i szczerze raczej nie będzie to pozycja zapętlana w naszym odtwarzaczu. Tak samo jak ‘przecinek’, za jaki uznajemy piosenkę “A Little Fight”. Z uwagi na to, że jest to aż półtora-minutowy kawałek można by powiedzieć, że to wręcz idealny fragment dla cheerleaderek… dopingujących fanów przed wspominanym już “Skin & Bones”, który w tym wypadku robi za świetnego gracza. 🙂
Najlepsze:
“Stress”, “Don’t Let Me Get Too Low”, “I Will Destroy This”
Najgorsze:
“A Little Fight”, “Cherry Coke”
Podsumowując najnowsze wydawnictwo grupy Silverstein zbiera w całość ich wieloletnie doświadczenie i umiejętność łączenia różnych wpływów w spójny materiał. Każdy zwolennik ich pierwszych nagrań znajdzie tutaj odrobinę tamtych czasów, a fani dzisiejszego podejścia do muzyki gitarowej usłyszą gdzieniegdzie delikatny powiew świeżości. Ze śmiałością możemy stwierdzić też, że krążek warto przesłuchać i wyciągnąć z niego wszystko co najlepsze. Ten materiał ma u nas solidne 4/5, a teraz czekamy z nadzieją, że “Pink Moon” podniesie poprzeczkę jeszcze wyżej.